Pojedynek derbowy zawsze charakteryzuje się tym, że jest szczególny i wywołuje ogromne zainteresowanie, a także czasem i kontrowersje. Nie inaczej było tym razem. Spora ilość ludzi jak na standardy V-ligowe oglądała ten mecz, który mógł się podobać. Samo spotkanie może nie było piłkarskim spektaklem trzymającym od początku do końca dech w piersiach, ale szczególnie po trafieniu kontaktowym Unii, emocji na boisku, a także i na trybunach nie zabrakło. Wspomnieć należy także o kibicach obu drużyn, którzy dopingiem wspierali swój zespół i wspólnie stworzyli taką atmosferę, jakiej może zazdrościć Oświęcimiowi niejedno miasto.
Lepiej tej niezwykle istotnej oświęcimskiej potyczki nie mogli zacząć Solarze. Już w 7. minucie Bartłomiej Jasiński bardzo dobrym podaniem wszerz pola karnego obsłużył Wiesława Hałata, a ten pozostawiony bez opieki defensorów, uderzył z kilkunastu metrów obok interweniującego bramkarza. W taki oto sposób rozpoczął się horror dla miejscowych, którego kwintesencją była sytuacja z 14. minuty. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Adama Janeczko, jeden z defensorów biało-niebieskich popełnił fatalny błąd, niemalże wykładając futbolówkę „jak na tacy” Wojciechowi Jamrozowi, a ten nie pomylił się i trafił do pustej bramki. Gospodarze wydawali się na nieco zamroczonych, jak po dwóch, bardzo mocnych ciosach, natomiast podopieczni Sebastiana Stemplewskiego nacierali dalej. Dwie minuty po trafieniu na 0:2, Tomasz Borowczyk huknął z powietrza, tuż zza pola karnego. Piłka przeleciała tuż nad poprzeczką. Tomasz Wróbel widząc nieporadność swoich zawodników nie czekał do przerwy i już w 30. minucie przeprowadził pierwszą zmianę. Mniej więcej od tego momentu zaczynała się uwydatniać coraz większa przewaga Unii. Minutę po pierwszej roszadzie kadrowej miejscowych, Daniel Boba miał wprost wymarzoną sytuację na bramkę kontaktową. Napastnik Unitów przegrał jednak indywidualny pojedynek z Łukaszem Nowakiem, który nie dał się zaskoczyć i wyszedł z tej trudnej sytuacji obronną ręką, pokazując klasę.
W przerwie szkoleniowiec Unii zdecydował się na kolejną zmianę. Daniela Kornasia zastąpił Tomasz Kocoń i to właśnie on wlał nadzieję w serca sympatyków miejscowych na to, że nie wszystko jeszcze stracone. Zawodnik biało-niebieskich mają dużo miejsca i czasu, przymierzył pod poprzeczkę tuż zza szesnastki. - Gol kontaktowy dla Unii mogę zaliczyć na swoje konto, ponieważ minąłem się z tą piłką i gdzieś mi ona przeszła między rękami. Nie ma dwóch zdań, że futbolówka na pewno była w moim zasięgu i można było ją obronić – stwierdził Łukasz Nowak. Tomasz Kocoń był jednym z aktywniejszych graczy swojego zespołu, co też udowodnił chwilę później. Ni to strzał, ni dośrodkowanie z bocznego sektora o mało nie zaskoczyło Łukasza Nowaka, który z najwyższym trudem sparował futbolówkę nad poprzeczkę. Unici cisnęli coraz wyraźniej i wydawało się, że kwestią czasu jest to, kiedy padnie wyrównanie, natomiast Solarze zaczęli grać ultra defensywnie. - Czasami tak jest, że trzeba się cofnąć, aby czasami zrobić jakiś kontratak. Unia w drugiej połowie wyszła po to, aby rzucać piłki do przodu i coś strzelić. My wyszliśmy na drugą odsłonę spokojnie, z takim nastawieniem, jakby wynik było 0:0 i chcieliśmy zdobyć trzecią bramkę. Jeżeli by się nie udało, to najważniejsze było to, aby nic nie stracić. Ta sztuka nam się nie udała i tak jak wspomniałem w nasze szeregi wdarła się nerwowość, ale wyszliśmy z tego obronną ręką – mówił Sebastian Stemplewski. Nieco inne zdanie na ten temat miał Łukasz Nowak. - W drugiej odsłonie za bardzo się cofnęliśmy, byliśmy ospali i nie mieliśmy pomysłu na grę. Tak naprawdę z naszej strony nie było żadnej gry. Może w dwóch sytuacjach zanotowaliśmy jakieś dwie, trzy klepki, ale reszta to było typowe granie piłki do przodu, gdzie futbolówkę przejmowała drużyna Unii i od początku konstruowała swoje akcje. Na szczęście wynik udało się dowieźć so końca i „ukłuć” rywali po raz trzeci. W derbach najważniejsze jest zwycięstwo i trzy punkty. Myślę, że styl był tutaj mniej ważny. Z resztą debry mają to do siebie, że często spotkania wyglądają tak nijako. Więcej jest zazwyczaj walki, agresji i nieodpuszczania w żadnym wypadku, niż pomysłowych i składnych akcji – stwierdził golkiper gości. Kwadrans przed końcem spotkania „piłkę meczową” miał Michał Barciak. Będąc oko w oko z golkiperem próbował go lobować, ale bramkarz Soły wyczekał napastnika gospodarzy do końca i bez większych problemów złapał futbolówkę. - To jest moja robota. Po to stoję na bramce i po to tam jestem. Takie mam zadanie na boisku. Tak naprawdę bramkarza rozliczą się z puszczonych bramek. Dzisiaj puściłem gola, którego nie powinienem puścić i myślę, że na pewno trener zwróci na to uwagę. Ze swojej strony mogę tylko przeprosić kibiców. To, że później udało mi się obronić parę sytuacji, na pewno mnie cieszy. Szkoda tylko, że tą bramkę zawaliłem w meczu z Unią, a w nie w jakimś innym spotkaniu – skromnie stwierdził popularny „Jano”. Minutę później bramkę zdobył Dariusz Płatek, ale arbiter dopatrzył się spalonego. W 87. minucie na 16 metrze faulowany był Bartłomiej Jasiński i arbiter podyktował rzut wolny. Do stałego fragmentu gry podszedł Grzegorz Rajman i uderzył fenomenalnie, niemal w samo okienko długiego rogu. Gol stadiony świata. Po tym trafieniu stało się jasne, że komplet punktów padnie łupem Pasiaków, którzy obecnie są już wiceliderami tabeli.
Kolejne, ligowe spotkanie Soła Oświęcim rozegra 9 października (niedziela), o godzinie 16 w Oświęcimiu ze Zgodą Malec.
Komentarze pomeczowe:
Sebastian Stemplewski (trener Soły Oświęcim): „Naszym planem nie było to, że mamy od początku siąść na rywalu i szybko zdobyć bramki, choć założenie takie mamy, czyli aby strzelać gole i wygrywać. Udało nam się szybko trafić dwukrotnie i w pewien sposób ten mecz jakoś nam się już ułożył. Szkoda tylko gola na 2:1, gdzie później wkradła się nerwowość. Unia w drugiej połowie nie miała nic do stracenia i musiała ruszyć do przodu. Gospodarze strzelili gola i zaczęły się nerwowe chwile. Dobrze, że Grzesiu Rajman trafił na 3:1, bo to trafienie uspokoiło ten mecz.”
Łukasz Nowak (bramkarz Soły Oświęcim): „Mecz nam się świetnie ułożył pod tym względem, że zdobyliśmy szybko dwie bramki. Plan był taki, aby zagrać przede wszystkim spokojnie i nie stracić gola. Jednak zawsze gramy po to, aby bramki zdobywać. Dzisiaj udało nam się powtórzyć wyczyn z Chełmka, gdzie szybko trafiliśmy za sprawą Wiesia Hałata. To była praktycznie kopia bramki w meczu z Chełmkiem. Później dołożyliśmy drugie trafienie i wiadomo było, że potem z tego powodu można dużo spokojniej grać. To nam pozwoliło spokojnie dotrwać do końca pierwszej połowy. Unia w tej części gry dla mnie szczerze powiedziawszy, nie miała pomysłu na grę. Po przerwie rywale nas trochę przycisnęli, a my wyszliśmy na drugą połowę trochę za bardzo zaspani. Po bramce dla Unii staraliśmy się to wszystko poukładać i uspokoić. To wszystko dało efekt, bo kontry gospodarzy nie przynosiły im korzyści. Trzecia bramka dla nas już w ogóle uspokoiła tą grę i tak było do końca.”
Wiesław Hałat pokonuje bramkarza gospodarzy, otwierając wynik meczu.
Na 2:0 po błędzie obrońcy podwyższa Wojciech Jamróz.
Tomasz Kocoń uderzeniem tuż zza pola karnego, daje kontakt gospodarzom.
Nadzieję Unii na choćby remis rozwiera Grzegorz Rajman, po pięknym strzale z rzutu wolnego.
Więcej zdjęć znajduje się TUTAJ (autorem galerii jest Paweł Suski)
Raport pomeczowy dostępny jest TUTAJ
Oceniać piłkarzy można TUTAJ
Autor: Michał Woźny (michu89)