Runda jesienna sezonu 2012/13 to już historia. Liderem na półmetku została Soła Oświęcim, która pokonała rzutem na taśmę Halniak Maków Podhalański 1:0. - Spotkaliśmy się z dobrą drużyną i mecz był naprawdę ciężki. Uważam, że to było to typowe spotkanie do pierwszej bramki. Sprawiedliwy byłby remis 0:0, ponieważ z przebiegu gry zasłużyliśmy na ten punkt – powiedział Bartosz Praciak, napastnik ekipy z Makowa Podhalańskiego. Zapraszamy na obszerne podsumowanie 17. kolejki IV ligi zachodniej, w którym nie brakuje licznych komentarzy zawodników także tych, którzy nie mieli okazję wypowiadać się na naszym portalu.
Wyniki 17. kolejki:
17 listopada (sobota)
Cracovia II Kraków – Czarni Staniątki 3:0
MKS Trzebinia-Siersza – Górnik Wieliczka 2:1
Karpaty Siepraw – Niwa Nowa Wieś 0:0
Świt Krzeszowice – Borek Kraków 1:1
Garbarz Zembrzyce – Orzeł Balin 1:2
18 listopada (niedziela)
Orzeł Piaski Wielkie – Jutrzenka Giebułtów 2:2
Soła Oświęcim – Halniak Maków Podhalański 1:0
Sokół Przytkowice – Przeciszovia Przeciszów 0:0
Iskra Klecza Dolna – pauza
Soła Oświęcim – Halniak Maków Podhalański 1:0 (0:0)
90+1’ Sałapatek
Do 90. minuty wszystko wskazywało na remis, choć szczególnie w drugiej odsłonie optyczną przewagę mieli gospodarze. Halniak nie przyglądał się biernie wydarzeniom na boisku i też miał swoje okazje. Już w doliczonym czasie gry, w stopera z napastnika zmienił się Bartłomiej Sałapatek, który powędrował w pole karne rywali i celnym strzałem głową po dośrodkowaniu Pawła Cygnara zdobył „platynową” bramką dla oświęcimian, ponieważ nie dość, że Solarze wygrali rzutem na taśmę, to trafienie dało im pozycję lidera na półmetku rozgrywek.
- Kolejny raz tracimy jednak bramkę w doliczonym czasie gry i punkty nam uciekają. Młodzi zawodnicy są jeszcze mało doświadczeni i zdarzają im się błędy w końcówkach. Naprawdę ręce opadają, bo trud w 90 minutach jest niweczony w kilka sekund. Uważam jednak, że nie byliśmy drużyną gorszą od Soły. Po prostu cała runda dla nas jest bardzo pechowa. Jak długo gram w piłkę, to takiego pecha jeszcze nie widziałem. Na dobrą sprawę powinniśmy mieć z 12-15 punktów więcej. Mam nadzieję, że kiedyś los odda nam to, bo suma szczęścia równa się zero. Teraz przed nami (działaczami i zawodnikami) czas na rozmowy dalej, bo jeżeli myślimy o czymś w przyszłości, to muszą być wzmocnienia. Osobiście też czekam na rozwój wypadków co do mojej osoby. Miałem dobrą rundę, więc wszystko się okaże – zakończył Bartosz Praciak, snajper Halniaka.
- Po meczu pozostał wielki niedosyt. Włożyliśmy w to spotkanie wiele sił i zostawiliśmy serce na boisku. Tym bardziej szkoda, bo bramkę straciliśmy już w doliczonym czasie gry. Mimo wszystko patrzymy już w przyszłość i liczymy, że w rundzie rewanżowej uda nam się zrewanżować za tą porażkę – zapowiadał bramkarz gości, Marcin Kościelnik.
Cracovia II Kraków – Czarni Staniątki 3:0 (0:0)
50’ Szewczyk, 60’ Pająk, 85’ Rupa
Rezerwy Cracovii tym razem zagrały w młodzieżowym składzie i dość długo męczyły się z Czarnymi. To nawet goście jako pierwsi groźnie zaatakowali, ale dwie „główki” Michała Gawlika, nie znalazły drogi do siatki. Później Rafał Piszczek trafił w poprzeczkę, a w odpowiedzi Wojciech Włodarczyk zrobił to samo. Po przerwie krakowianie byli już bezlitośni. Dośrodkowanie Rafała Piszczka wykorzystał 16-letni Krzysztof Szewczyk, który z 10 metrów wpakował futbolówkę do siatki. Dziesięć minut później Dawid Rupa po akcji lewą stroną dograł piłkę Bartłomiejowi Pająkowi, który się nie pomylił i było 2:0. Kolejną bramkę dla miejscowych zdobył Dawid Rupa, uderzając bez przyjęcia prosto do siatki. To był gwóźdź do trumny dla Czarnych.
- Byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą i dominującą. Jedynym naszym problemem była słaba skuteczność szczególnie w pierwszej połowie, kiedy to sytuacje mnożyły się, lecz nie potrafiliśmy zamienić ich na gole. W drugiej połowie doczekaliśmy się trafień i już na samym początku zdobyliśmy bramkę. Myślę, że wynik 3:0 to najmniejszy wymiar kary dla Czarnych, ponieważ nie stworzyli sobie praktycznie żadnych okazji do strzelenia gola. Sytuacje gości można wyliczyć na palcach jednej ręki, a i tak było w nich więcej przypadku i błędów indywidualnych niż przemyślanych zagrań ze strony przyjezdnych – podsumował autor drugiej bramki, Bartłomiej Pająk.
- Zagraliśmy to, co sobie planowaliśmy przed meczem, czyli bardzo konsekwentnie z tyłu i z przodu. Mimo niewykorzystanych sytuacji dalej graliśmy swoje i stworzyliśmy następne okazje, które wykorzystaliśmy. Czarni również mieli sytuacje na początku meczu, lecz udało nam się zagrać na „zero z tyłu”, za co brawa należą się całej drużynie. Oczywiście nie ma co fetować wygranej nad drużyną z dołu tabeli, ponieważ stawiamy sobie poprzeczkę o wiele wyżej. Cieszymy się, że zakończyliśmy rundę dobry wynikiem, lecz nasz dorobek punktowy pozostawia wiele do życzenia. Planowaliśmy walczyć o awans do III ligi, a po pierwszej rundzie mamy 16 punktów straty do prowadzającej dwójki. Na pewno nie jest to taki rezultat, na jaki liczyliśmy. Zdecydowanie musimy poprawić grę na wyjazdach, z których na 24 możliwe punkty, przywieźliśmy 3. To właśnie tych punktów z wyjazdów nam brakuje, aby być w czubie tabeli. Pozostaje naszej drużynie solidnie przepracować okres zimowy i na wiosnę pokazać, że mimo młodej drużyny, mamy bardzo mocny skład, który jest w tanie wygrać z każdym w tej lidze, na co na pewno nas stać – stwierdził Jakub Potyran, golkiper Cracovii II.
- To był dla nas ważny mecz, aby odbić się ze strefy spadkowej. Niestety zabrakło nam trochę skuteczności w stworzonych, groźnych akcjach – ocenił Jakub Fiałka, golkiper Czarnych.
MKS Trzebinia-Siersza – Górnik Wieliczka 2:1 (1:1)
38’ (k.) Krawczyk, 80’ (k.) Giermek – 45’ (k.) Skiba
Festiwal karnych w tym meczu zafundował arbiter, a wszystkie z nich były kwestionowane przez zawodników zarówno jednej jak i drugiej drużyny. Sam pojedynek był twardy i nie brakowało w nim walki, nawet polała się krew. Od mocnego uderzenia spotkanie zaczęli goście. Uderzenie z 25 metrów autorstwa Sylwestra Sikory, zatrzymało się na słupku. Po półgodzinie gry bliski szczęścia był Dawid Skiba, ale piłkę z linii bramkowej wybił Jakub Juraszek. Miejscowi nie zasypywali gruszek w popiele i także mieli swoje szanse. Trzebinianie bramkę zdobyli po rzucie karnym, kiedy w walce powietrznej według sędziego faulowany był Damian Lickiewicz. „Jedenastkę” wykorzystał Michał Krawczyk. Kolejny rzut karny, ale tym razem dla gości, spotkał się z mocnymi protestami miejscowych. Na nic się jednak one zdały, więc Dawid Skiba wykorzystał idealną okazję na doprowadzenie do remisu. Dodatkowo za rozmowy z sędzią drugą żółtą kartkę dostał Dominik Rolka i musiał przedwcześnie udać się do szatni. To tylko rozwścieczyło gospodarzy, którzy w drugiej połowie przycisnęli. Pojedynki z Jakubem Wałachem przegrywali jednak Jakub Pająk i Michał Kowalik. W 80. minucie arbiter podyktował trzeci rzut karny, który znowu „zarobił” Damian Lickiewicz, a wykorzystał go Marcin Giermek. Tym razem to zawodnicy Górnika mieli wielkie pretensje do sędziego, ale nic nie wskórali. Podopieczni Roberta Włodarza mogli wyrównać w samej końcówce, ale piłka zmierzająca w światło bramki po uderzeniu Michała Staśki, została wybita głową z linii bramkowej przez Marcina Kalinowskiego.
- Moim zdaniem nie zasłużyliśmy na tak słabe miejsce w tabeli. Była zdecydowana różnica między MKS-em a Górnikiem. Graliśmy w dziesięciu, a jednak potrafiliśmy wygrać ten mecz. Myślę, że w kolejnej rundzie pokażemy na co nas naprawdę stać – zapowiadał Michał Kowalik, pomocnik MKS-u.
- W tym meczu chcieliśmy koniecznie zgarnąć pełną pulę tak jak i Górnik, więc było sporo emocji. Mimo gry w osłabieniu przez ponad pół meczu, rozegraliśmy dobre spotkanie. Stworzyliśmy sobie sporo sytuacji. Uważam, że wygraliśmy w pełni zasłużenie. Jesteśmy zadowoleni z trzech punktów, które po naszych problemach z początku sezonu, pomogą nam spokojniej spędzić zimę – cieszył się obrońca żółto-czarnych, Jakub Juraszek.
- Moim zdaniem mecz miał dość wyrównany przebieg. Widać było, że obu drużynom bardzo zależało na zwycięstwie. Niestety widowisko kompletnie popsuł sędzia, który w ogóle nie radził sobie z prowadzeniem tego spotkania. Tylko on chyba zna powody, z jakich dyktował rzuty karne w tym meczu, które wypaczyły końcowy rezultat – wyraził opinię defensor Górnika, Kacper Winiarski.
Karpaty Siepraw – Niwa Nowa Wieś 0:0
W tym pojedynku wszystko przemawiało przeciwko gościom. Grali przecież u lidera, nie było w ich szeregach napastnika Mariusza Piskorka, a dodatkowo od 80. minuty musieli grać w „dziesiątkę” po czerwonej kartce dla Sebastiana Kajora. Podopieczni Andrzeja Tomali pokazali jednak charakter i postawili silny opór sieprawianom. Karpaty w tym meczu nie zachwyciły, ale kiedyś dla tej drużyny musiał przyjść słabszy moment, bo i tak tą rundę ekipa z Sieprawia ma nadspodziewanie dobrą. Już w 8. minucie minimalnie pomylił się Bogdan Swarzyński. Później Artur Kuźma obronił strzał Tomasza Szczytyńskiego, a następnie zastopował akcje Krzysztofa Zająca, który sam próbował rozerwać szyki obronne rywali. W ostatnich 10 minutach grający w przewadze gospodarze podkręcili tempo, ale to Niwa mogła wygrać za sprawą kontr. Tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego, w idealnej sytuacji nie trafił Przemysław Dudzic.
- Jesteśmy troszkę źli na siebie po tym meczu, ponieważ bardzo chcieliśmy go wygrać i być samodzielnym liderem IV ligi, ale niestety zabrakło trochę szczęścia, może też koncentracji, więc kończymy tą rundę z taką samą liczną punktów co Soła, ale jednak na drugim miejscu. Mimo wszystko uważam, że to była bardzo dobra runda w wykonaniu Karpat – przyznał pomocnik wicelidera z Sieprawia, Tomasz Szczytyński.
Świt Krzeszowice – Borek Kraków 1:1 (0:1)
78’ (k.) Chlipała – 31’ Kupiec
To był nie pierwszy mecz w tej kolejce, w którym zawodnicy uskarżali się na sędziego. Wszystko zaczęło się w 20. minucie. Wojciech Jedynak wyleciał z boiska, bo uderzył łokciem Jerzego Antona. Choć sam zawodnik Świtu zaklinał się, że nie zrobił tego celowo, to arbiter miał swoje zdanie. Goście po pierwszej połowie prowadzili, bo mocnym i celnym strzałem z rzutu wolnego popisał się Kamil Kupiec. W drugich 45. minutach miejscowi mieli kolejne pretensje do arbitra. Za dwie żółte kartki boisko musiał opuścić Maciej Marszałek. Świt mimo tego, że miał aż o dwóch zawodników mniej nie poddawał się i walczył ambitnie o bramkę. Udało się to za sprawą Piotra Chlipały, który wywalczył rzut karny i sam go wykorzystał. Sytuacja Borku zaczęła się komplikować, bo kolejnym zawodnikiem do odstrzału został Michał Dąbrowski i krakowianie kończyli mecz w „dziesiątkę”. W samej końcówce na samotne spotkanie z bramkarzem wybrał się Michał Kanclerz, ale w ostatniej chwili obrońca Borku podbił strzał nad poprzeczkę skrzydłowego ekipy z Krzeszowic.
- Bardzo dziękuję arbitrowi, który zepsuł mecz. Zaczęło się od kartki w 20. minucie, być może słusznej. Jednak czerwona kartka dla Kuby Marszałka była nieporozumieniem. Borek był jedną ze słabszych drużyn z jakimi graliśmy. Mimo tego że kończyliśmy mecz w dziewięciu, to powinniśmy go wygrać. W ostatniej minucie Michał Kanclerz wyszedł sam na sam z bramkarzem, jednak spudłował – powiedział Piotr Sarota, pomocnik zespołu z Krzeszowic.
- Sędzia kompletnie zespół nam mecz. Arbiter nie potrafił zapanować nad sytuacją i bardzo nas skrzywdził. Gdyby nie jego decyzje, to byśmy spokojnie wygrali. Uważam jednak, że pokazaliśmy charakter i bardzo nam w tym meczu pomógł Piotrek Chlipała, który nie dość, że wywalczył karnego, którego wykorzystał, to bardzo pomógł drużynie. Bardzo nas martwi jednak kontuzja Pawła Ficka. Wygląda to fatalnie i trzymamy kciuki za niego oraz mamy nadzieję, że szybko do nas wróci – wyraził Tomasz Wróbel, golkiper Świtu.
- Moim zdaniem zagraliśmy jedno ze słabszych spotkań. Świt większość meczu przeważał mimo tego, że od 20 minuty graliśmy z przewagą co najmniej jednego zawodnika i co ciekawe większe zagrożenie pod bramką gospodarzy stworzyliśmy w ciągu pierwszych 20 minut, gry obie drużyny grały w komplecie. Po przerwie staraliśmy sie przejąć inicjatywę, ale graliśmy nerwowo, a Świt wykorzystywał to wyprowadzając kontrataki, po których stwarzał zagrożenie pod naszą bramką. Gol dla gospodarzy padł po ewidentnym karnym podyktowanym za faul na moim zdaniem najlepszym zawodniku z Krzeszowic. Końcówka była emocjonująca. Obie ekipy chciały wygrać i stworzyły sobie dobre sytuacje, ale bez konsekwencji. Według mnie wynik jest sprawiedliwy, choć dla nas z pewnością rozczarowujący – stwierdził Jacek Pitala, bramkarz zespołu z Krakowa.
- Graliśmy przez większość meczu w przewadze nawet dwóch zawodników. Potrafiliśmy zremisować wygrany mecz – krótko skwitował Adam Popowicz, defensor Borku.
Garbarz Zembrzyce – Orzeł Balin 1:2 (1:0)
12’ (k.) Sadowski – 78’ Rupa, 85’ Chrzanowski
Garbarz miał dwa tygodnie na przygotowanie się do tego meczu i wywalczenie trzech punktów, które gwarantowałby spokojniejszą zimę. Orzeł ostatnio jednak przeżywa wyraźną zwyżkę formę i w Balinie mogą żałować, że runda się już skończyła. W pierwszej odsłonie to jednak miejscowi prowadzili, a mogli nawet wyżej. W 12. minucie rzut karny po faulu na samym sobie wykorzystał Adrian Sadowski, który później zdobył kolejną bramkę, lecz tym razem arbiter dopatrzył się pozycji spalonej. Po przerwie w miarę upływu czasu miejscowi słabli, a do głosu zaczęli dochodzić balinianie. W 78. minucie po dograniu Wojciecha Ryszawego, wyrównał Łukasz Rupa, a kilka minut później Łukasz Chrzanowski dopadł do futbolówki w zamieszaniu podbramkowym i celnie uderzył z woleja, z 12 metrów, dając trzecie z rzędu zwycięstwo Orłowi.
- Przegraliśmy na własne życzenie, ale z dużą pomocą sędziego. Mecz zaczęliśmy z wysokiego „C” i sędzia dyktując dla nas karnego powinien dać obrońcy czerwoną kartkę, a nie dał nawet żółtej. Potem nie uznał mi prawidłowej bramki, pokazując urojonego spalonego, a nie była to dynamiczna akcja, bo po stałym fragmencie gry. Do 60 minuty kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku i mogliśmy kilka razy wyprowadzić groźne kontry, ale zabrakło dokładności. W końcówce wyglądało to tak, jakby odłączyli nam prąd i po dziecinnych błędach straciliśmy dwie bramki. Szkoda, bo mamy na tyle doświadczony zespół, że nawet w przypadku braku siły, cwaniactwem i właśnie doświadczeniem takie spotkania powinniśmy wygrywać – mówił Adrian Sadowski, strzelec pierwszego gola.
- Całą pierwszą połowę mieliśmy przewagę, więcej z gry i sytuacji w meczu. Po rzucie karnym prowadziliśmy 1:0, choć wynik powinien być wyższy. Natomiast druga połowa wyglądała tak, jakby ktoś odciął od nas zasilanie i już nic nie funkcjonowało jak powinno. Z każdą chwilą traciliśmy siły i konsekwencją tego były dwa proste błędy w obronie i dwie bramki w końcówce meczu – powiedział pomocnik Garbarza, Paweł Jurasz.
- Mecz z Garbarzem utrudniała murawa. To był bardzo ciężki teren do gry, dlatego początek nie był najlepszy w naszym wykonaniu. Popełniliśmy kilka prostych błędów i po jednym z nich gospodarze zdobyli bramkę z rzutu karnego. Jednak z minuty na minutę coraz lepiej się prezentowaliśmy i w drugiej połowie przyszły tego efekty, w postaci dwóch bramek i zasłużonego zwycięstwa. Ta wygrana tym bardziej cieszy, że był to nas trzeci mecz z rzędu, w którym zgarnęliśmy komplet punktów, dzięki czemu mocno „poszliśmy” w górę tabeli. Teraz możemy spokojnie i z optymizmem przygotowywać się do rundy rewanżowej – skwitował Łukasz Rupa, napastnik Orła.
Orzeł Piaski Wielkie – Jutrzenka Giebułtów 2:2 (0:0)
53’ Mróz, 62’ Kolański – 80’ (k.) Domagalski, 90’ Czarnecki
Emocji, zwrotów akcji i błędów sędziowskich w tym meczu nie brakowało. Choć w pierwszej odsłonie bramki nie padły, to nie można powiedzieć, żeby nic się w niej nie działo. Początkowe fragmenty należały do miejscowych. Krzysztof Petho przymierzył w spojenie słupka z poprzeczką, natomiast kąśliwe uderzenie Konrada Gołosia z rzutu wolnego, sparował Kamil Czarnecki. Goście uaktywnili się po półgodzinie gry. Dowodem tego był strzał w słupek z 15 metrów Rafała Tabaka. W 53. minucie nieporozumienie defensorów Jutrzenki wykorzystał Michał Mróz i wpakował piłkę do siatki. Kilkanaście minut później Radosław Kolański, który wszedł na boisko dwie minuty wcześniej, skorzystał z podania Konrada Gołosia i podwyższył prowadzenie. Przyjezdni nie zamierzali się jednak poddawać. Zanim jednak złapali kontakt z rywalem, zagubił się sędzia, który pokazał drugą żółtą kartkę Mateuszowi Ziółce, ale przez źle wpisany numer, nie zauważył swojej pomyłki. W 80. minucie Jacek Załęga faulował w polu karnym Marka Szaronia. Rzut karny wykorzystał Krzysztof Domagalski. Pod koniec meczu w pole karne rywali powędrował Kamil Czarnecki. Dość przypadkowo golkiper gości dostał futbolówkę i bez zastanowienia uderzył z prostego podbicia, ratując remis w dramatycznych okolicznościach.
- To był mój debiut od pierwszych minut w IV lidze, ponieważ Sławomir Szymacha odniósł kontuzję w trakcie rozgrzewki. Dowiedziałem się 10 minut przed meczem o tym, że stanę w bramce. Dla wszystkich było to spore zaskoczenie. Przechodząc do meczu, to w pierwszych 30 minutach mieliśmy sporo bramkowych okazji, których nie wykorzystaliśmy. Później do głosu doszli goście. Druga połowa rozpoczęła się dla nas dobrze, bo w 62. minucie prowadziliśmy 2:0 i kontrolowaliśmy mecz. Jednak wszystko się odmieniło po wykorzystaniu rzutu karnego przez Jutrzenkę, która uwierzyła, że może wywieść z Piasków Wielkich punkty. Tak się z resztą stało. Boli bramka stracona w 90. minucie, ale taki jest sport. Trzeba podnieść głowy do góry i grać dalej. Musimy dobrze przygotować się do rundy wiosennej, aby nie przytrafiły nam się takie mecze jak dziś. Remis jest dla nas stratą dwóch punktów – przyznał Mariusz Papież, bramkarz Orła.
Sokół Przytkowice – Przeciszovia Przeciszów 0:0
Nie było piękny pojedynek, a typowy mecz walki drużyn z dołu tabeli. W pierwszej odsłonie szans na zdobycie bramki było kilka. Najbliższy szczęścia był Łukasz Lelek. Najpierw minimalnie przestrzelił z rzutu wolnego, a tuż przed przerwą wykonywał rzut karny. Zazwyczaj pewny w takich sytuacjach pomocnik Sokoła, tym razem nie trafił nawet w światło bramki. Przeciszovia miała okazję za sprawą Kamila Michałka, który nie znalazł sposobu w indywidualnym pojedynku z Mariuszem Oczkowskim. W podobnej sytuacji w drugiej części gry, przegranym okazał się Kamil Mazurek.
- To był mecz walki z małą ilością sytuacji, z których mogły paść bramki. Sokół nie wykorzystał rzutu karnego. Natomiast muszę podkreślić słabą postawię sędziów, którzy często przerywali grę i wybijali drużyny z rytmu – mówił Damian Bartula, pomocnik Przeciszovii.
Tabela ligowa po 17. kolejce:
Lp. | Nazwa drużyny | | M. | Pkt. | W. | R. | P. | Br. | Bil. |
1. | | | 16 | 38 | 12 | 2 | 2 | 34 - 11 | +23 |
2. | | | 16 | 38 | 12 | 2 | 2 | 33 - 13 | +20 |
3. | | | 16 | 29 | 8 | 5 | 3 | 23 - 18 | +5 |
4. | | | 16 | 27 | 8 | 3 | 5 | 24 - 21 | +3 |
5. | | | 16 | 24 | 7 | 3 | 6 | 27 - 27 | 0 |
6. | | | 16 | 22 | 6 | 4 | 6 | 20 - 21 | -1 |
7. | | | 16 | 22 | 6 | 4 | 6 | 31 - 17 | +14 |
8. | | | 16 | 20 | 5 | 5 | 6 | 22 - 18 | +4 |
9. | | | 16 | 19 | 4 | 7 | 5 | 13 - 28 | -15 |
10. | | | 16 | 19 | 5 | 4 | 7 | 13 - 21 | -8 |
11. | | | 16 | 18 | 4 | 6 | 6 | 15 - 15 | 0 |
12. | | | 16 | 18 | 4 | 6 | 6 | 15 - 17 | -2 |
13. | | | 16 | 17 | 4 | 5 | 7 | 18 - 23 | -5 |
14. | | | 16 | 16 | 4 | 4 | 8 | 14 - 28 | -14 |
15. | | | 16 | 15 | 3 | 6 | 7 | 26 - 32 | -6 |
16. | | | 16 | 15 | 4 | 3 | 9 | 10 - 21 | -11 |
17. | | | 16 | 14 | 3 | 5 | 8 | 15 - 22 | -7 |
Autor: Michał Woźny