MKS Trzebinia-Siersza po czterech z rzędu meczach bez porażki znalazła swojego pogromcę. Została nią Soła Oświęcim, która całkowicie zasłużenie wygrała z żółto-czarnymi z Trzebini 3:1 i powróciła na fotel lidera IV ligi za sprawą remisu Karpat z Sokołem.
Soła Oświęcim – MKS Trzebinia-Siersza 3:1 (2:0)
Bramki:
1:0 – Juraszek (samobójcza) 7 min.
2:0 – Czarnik 26 min.
2:1 – Juraszek 65 min.
3:1 – Wadas 71 min.
Składy:
Soła: Strąk – Sałapatek, Wadas, Skrzypek, Jamróz – Stanek (85 min. Nowak), Czarnik, Cygnar, Ząbek (72 min. Gleń) – Janeczko (75 min. Niewiedział), Jasiński (90+2 min. Domański).
Trzebinia: Gielarowski – P. Szczepanik, Czyszczoń, Kalinowski, Domurat (63 min. Wojdyła), Juraszek, Lickiewicz (75 min. Ołownia), J. Pająk (46 min. Giermek), Smoleń, T. Szczepanik, Kowalik (59 min. Muras).
Sędziowali: Mariusz Kucia – Tomasz Żelazny, Filip Markiewicz (Kraków)
Żółte kartki: Czyszczoń, Domurat, T. Szczepanik (Trzebinia)
Widzów: 250
Pierwszy mecz w rundzie wiosennej na stadionie Soły i od razu komplet punktów. Powrót na własny teren zdecydowanie służył Solarzom, którzy przy wsparciu własnych kibiców rozegrali dobry mecz. Zanim jednak do niego doszło, można było zaobserwować, że Sebastian Stemplewski działa w myśl zasady, iż zwycięskiego składu się nie zmienia. Szkoleniowiec gospodarzy obdarzył zaufaniem tych, którzy tydzień rozgromili Iskrę Klecza Dolna. W podstawowej jedenastce nastąpiła tylko jedna zmiana. Za pauzującego za cztery żółte kartki Jakuba Snadnego, na szpicę wskoczył Bartłomiej Jasiński.
Ten pojedynek dobrze ułożył się dla Soły, co z pewnością miało także spore znaczenie. Podopieczni Sebastiana Stemplewskiego od pierwszego gwizdka Mariusz Kuci sprawiali lepsze wrażenie i śmiało zaatakowali bramkę strzeżoną przez Łukasza Gielarowskiego.
Przyniosło to efekt w 7. minucie. Adrian Stanek zamknął wrzutkę z lewej strony i przymierzył z kilkunastu metrów. Jakub Juraszek próbował przeciąć tor lotu piłki i zrobił to na tyle niefortunnie, że po jego interwencji wpadła ona do siatki, w długi róg.
Oświęcimianie zdobyli pierwszą, niezwykle istotną bramkę, ale szukali kolejnej. W 22. minucie Paweł Cygnar uderzył z rzutu wolnego po ziemi. Bliski powodzenia był Bartłomiej Sałapatek, któremu brakowało centymetrów, aby tuż przed bramkarzem dotknąć piłki i zmylić ostatnią instancję rywali.
Po czterech minutach było już 2:0 po stałym fragmencie gry, które tego dnia ewidentnie wychodziły Solarzom. Dośrodkowanie Pawła Cygnara zamknął na drugim słupku Artur Czarnik, pakując futbolówkę do siatki efektownym „szczupakiem”.
Po tym trafieniu mecz się nieco uspokoił. Goście nadal nie potrafili zagrozić bramce Tomasza Strąka. Dość powiedzieć, że w pierwszej odsłonie trzebinianie oddali jeden, niegroźny strzał w światło bramki.
Soła wprost przeciwnie. Po stronie miejscowych bardzo dużo było wrzutek w pole karne, które siały popłoch w szeregach obronnych MKS-u. Po jednej z nich w krótki róg główkował Adam Janeczko. Tym razem bramkarz był na posterunku.
W 38. minucie niemal kopię akcji z drugiej bramki przeprowadzili Bartłomiej Sałapatek z Paweł Cygnarem. Ten pierwszy dośrodkował, a drugi strzelał, myląc się dosłownie o centymetry.
Gospodarze zdecydowanie przewyższali rywali ambicją, wolą walki i przede wszystkim wygrywali większość pojedynków powietrznych.
Z animuszem drugie 45. minut rozpoczęli miejscowi. Bartłomiej Jasiński zgubił w polu karnym obrońcę i mocno przymierzył, ale Łukasz Gielarowski popisał się świetną interwencją.
Od 63. do 71. trwał chwilowy zryw trzebinian. Najpierw po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Damiana Lickiewicza, nad poprzeczką główkował Marcin Kalinowski, a chwilę później ewidentnie zaspała dobrze grająca na przestrzeni całego meczu oświęcimska defensywa. Po dośrodkowaniu, a następnie podaniu Dariusza Czyszczonia, sam przed bramkarzem był Jakub Juraszek, który wykorzystał ten prezent i z kilku metrów pokonał bezradnego Tomasza Strąka. Strzelec gola był swoistym bohaterem meczu, trafiając zarówno do swojej, jak i Soły bramki.
Zespół z grodu nad Sołą szybko poszedł z udaną odsieczą. Adrian Stanek urwał się prawym skrzydłem i dośrodkował wprost na głowę Bartłomieja Jasińskiego. Po strzale tego ostatniego piłka trafiła w słupek, ale jak prawdziwy snajper zachował się… stoper, czyli Dawid Wadas, który znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie, dobijając strzał kolegi z zespołu.
Po tym trafieniu emocje opadły, a podopieczni Roberta Moskala całkowicie stracili ochotę na grę, więc Pasiaki bez większych problemów dowiozły zwycięstwo do końca.
Autor: Michał Woźny