Tuż po meczu dla naszej strony internetowej wypowiedzieli się: trener Karpat Robert Nowak, szkoleniowiec Soły Sebastian Stemplewski oraz pomocnik Solarzy Artur Czarnik. Cała trójka „na gorąco” po meczu opowiadała o spotkaniu. Nie zabrakło także opinii dotyczących... sędziego.
Robert Nowak (trener Karpat Siepraw)
- Przespaliśmy te pierwsze 20-30 minut i wydawało się, że jest już po meczu. Cieszę się jednak, że chłopcy pokazali charakter i zdobyliśmy jeszcze bramkę przed przerwą, a to był klucz do tego, aby nawet wygrać. W drugiej połowie już to lepiej z naszej strony wyglądało, chociaż widać było, że ten mecz graliśmy pod dużą presją i w naszej grze nie było płynności – podsumował mecz Robert Nowak.
Karpaty w drugiej połowie zdecydowanie podkręciły tempo swoich akcji. - W drugiej odsłonie mieliśmy więcej sytuacji i to my prowadziliśmy grę. Przeciwnik długimi fragmentami wybijał piłkę. Szkoda, bo było z naszej strony kilka okazji, które można było wykorzystać i odmienić losy meczu. Graliśmy dzisiaj o zwycięstwo, chcieliśmy zainkasować trzy punkty, ale się nie udało. Muszę pochwalić zespół za charakter. Przez większość część spotkania to my dyktowaliśmy warunki gry – stwierdził trener Karpat.
Szkoleniowiec ekipy z Sieprawia docenia punkt z liderem. - Przed meczem punkt traktowaliśmy w kategoriach porażki, bo chcieliśmy za wszelką cenę wygrać, natomiast wyszliśmy z sytuacji 0:2 i uważam, ze ten punkt jest cennym wynikiem. To, co pokazaliśmy przez 60 minut spotkania, daje nadzieję i wiarę w to, że łatwo nie odpuścimy i będziemy jeszcze grali mimo tego, że nie jesteśmy żadnymi faworytami rozgrywek, to będziemy chcieli jeszcze z Sołą trochę porywalizować – zdradził.
Sieprawianie do końca chcą bić się z Sołą o lidera. - Łatwo skóry nie sprzedamy mimo tego, że mamy swoje różne problemy, choćby organizacyjne i finansowe, czego nie może powiedzieć pewno Soła. Dzisiaj było widać jednak to, że nikt z moich zawodników nie myśli o tych problemach i cieszę się z tego, że odmieniliśmy losy tego meczu – mówił zadowolony Robert Nowak.
Sebastian Stemplewski (trener Soły Oświęcim)
- Wiedzieliśmy, że przyjeżdżamy na ciężki teren. Potwierdziło się to, że prócz drużyny, która gra na dobrym poziomie, ciężko jest tutaj wygrać. Po raz kolejny potwierdziły się sytuacje z rzutami karnymi dla Karpat. Powiem szczerze, że byłem na meczu Świt-Karpaty, gdzie w 92. minucie była ewidentna „jedenastka” i nikt nie ma do nikogo pretensji, ale to, co dzisiaj sędzia wyprawiał na boisku, to szkoda słów. Naprawdę my przychodzimy do pracy po to, aby ją wykonać jak najlepiej, ale nie może być tak, że ktoś nam naprawdę przeszkadza i zabiera punkty – powiedział rozgoryczony trener przyjezdnych.
Oświęcimianie w miarę upływu czasu słabli w oczach. - Może pierwsze 20 minut było za piękne z naszej strony. Zdobyliśmy bramkę na 3:0, ale sędzia nie wiem czemu nie uznał tego gola. Ich zawodnik stał koło swojego słupka, a tymczasem arbiter dopatrzył się pozycji spalonej. Od tego momentu nerwowość powoli zaczęła się wkradać w nasze szeregi – mówił Sebastian Stemplewski.
Punkt na ciężkim terenie oświęcimianie niewątpliwie szanują. - Niepotrzebnie wpuszczaliśmy zawodników Karpat w nasze pole karne. Pierwsza bramka padła po błędzie naszych obrońców. Prostopadła piłka nie ma prawa przechodzić przez linię defensywną. Cieszę się z tego punktu, bo ten mecz od 60. minuty nie wyglądał dobrze pod względem sędziowania – zaznaczył „Stempel”.
Artur Czarnik (pomocnik Soły Oświęcim):
- Na pewno w tym meczu było wiele zwrotów akcji. Na początku mieliśmy inicjatywę w tym meczu. Siedliśmy na przeciwnikach, którzy nie wiedzieli, co się dzieje. Po dwóch bramkach zdobytych przez nas oraz trzeciej nieprawidłowo nieuznanej, w naszą grę wkradło się coś złego i cofnęliśmy się za bardzo. Dodatkowo straciliśmy bramkę tuż przed przerwą w sposób kuriozalny. Obrońca gospodarzy wybijał piłkę w ciemno i doszedł do niej Tomasz Szczytyński, który wykorzystał tą sytuację – relacjonował autor bramki na 0:1.
W drugiej połowie do gry wkroczyli bez wątpienia sędziowie. - Później praca arbitrów, o których nie chciałbym się wypowiadać była, jaka była. Kto był na meczu, ten widział, co sędziowie gwizdali. Moim zdaniem byliśmy lepszą drużyną, choć w drugiej połowie niepotrzebnie się cofnęliśmy – przyznał środkowy pomocnik.
- Zawsze jak wychodzimy na boisko to walczymy o trzy punkty. Tak samo było dzisiaj. Moim zdaniem drużyna zostawiła na boisku serce i walczyła do końca. Chcieliśmy wygrać ten mecz, ale nie udało się. Mamy jednak ten cenny punkt i w każdym kolejnym spotkaniu musimy kroczyć od zwycięstwa do zwycięstwa, aby osiągnąć upragniony awans – deklarował Artur Czarnik.
Autor: Michał Woźny