To był bardzo dobry człowiek, dlatego umarł tak młodo. Moje wspomnienie o Jacku Ciżboku.
Panie Jacku, rozmawialiśmy tylko raz, na wigilijce Soły w MDSM. Bardziej znałem Cię z opowieści mojej żony i znajomych. Kiedy w dniu Twojego przejścia do innego świata odwiedził mnie Kamil Szyjka, dziennikarz Faktów Oświęcim, powiedział: To musiał być bardzo dobry Człowiek, skoro umarł tak młodo.
Panie Jacku, kiedy na wspomnianej wigilijce w Międzynarodowym Domu Spotkań Młodzieży życzyłem Twojemu ukochanemu klubowi ciągłych awansów, zaskoczyłeś i niejako zgasiłeś mnie swoją odpowiedzią. Pamiętasz? Powiedziałeś wtedy, że nie chodzi o awans, ale o to, by przyciągnąć na Sołę jak najwięcej dzieciaków i młodych ludzi, by przywrócić znaczenie słowom „Wychowanie przez sport”. Chciałeś, by Soła była miejscem spotkań całych rodzin. Zamierzałeś przebudować trybuny, by kibicom deszcz nie padał na głowy i stworzyć plac zabaw, aby dzieci nie nudziły się podczas piłkarskich rozgrywek. To na początek.
Panie Jacku, dopiero zaczynałeś pracę z Sołą. Z pewnością nie byłeś malowanym Prezesem. Dzięki Tobie klub mocniej stanął na nogach i zaczął zyskiwać na znaczeniu. Zawodnicy osiągali coraz lepsze wyniki, a warunki ich sportowej „pracy” nie odbiegały od standardów europejskich. Wprowadziłeś Sołę w XXI wiek. Ktoś mógłby powiedzieć, że przyszło Ci to łatwo, bo miałeś kasę i możliwość sponsorowania akurat tego klubu. Tak, to prawda. Ale tym malkontentom odpowiem zawsze i wszędzie, że miast wspomagać sport, zawsze mogłeś odłożyć gotówkę na wczasy na Majorce. A jednak wybrałeś to pierwsze.
Panie Jacku, Twoje zaangażowanie w działalność sportową, tę prawdziwą, nieskażoną korupcją, ideową, to tylko jedna strona medalu. Drugą, o której wiem, jest Twoje wielkie zaangażowanie w zwykłą ludzką pomoc ludziom. Nie do przecenienia jest fakt, że wielu mieszkańcom Oświęcimia dałeś pracę w firmie, której byłeś współwłaścicielem. Dzięki Tobie mają co włożyć do garnka, zorganizować święta, kupić dzieciom wyprawkę szkolną i wyjechać z rodziną na wakacje. Moja żona, bo jej też zaproponowałeś pracę, jest tylko kropelką w morzu, jeśli nie w oceanie tych, którzy zawdzięczają Ci godną posadę za godne pieniądze.
Panie Jacku, nie wiem dlaczego Wszechmogący tak wcześnie postanowił dać Ci wieczną nagrodę za Twoją ziemską działalność. Cóż, nie my, ale On decyduje, choć ludzi, którzy chcieliby tę decyzję zmienić, nie brakuje. Nam pozostaje pustka, żal i smutek. I wiara, że w nowym życiu też jest jakaś Soła, którą pokierujesz i możliwość pomagania ludziom. Choć już z wyższego pułapu, do którego póki co nie mamy wstępu.
Panie Jacku, jeszcze jedna prośba. Skoro dołączyłeś do Rafała Gałgana, to montujcie tam już skład. I choć ja, wstyd się przyznać, zbyt „sportowy” nie jestem, to gdy się w końcu zobaczymy i będziemy mieli porozmawiać po raz drugi, bardzo chętnie zagram w Twojej drużynie. Nawet jeśli miałbym kopać aniołów po kostkach.
Autor: Paweł Wodniak
Cały tekst jest także dostępny TUTAJ